Quantcast
Channel: Czwarta-Kwarta.com » mavs
Viewing all articles
Browse latest Browse all 10

Nellie w Hall of Fame

0
0

Donald Arvid Nelson, znany jako Don albo po prostu Nellie, znalazł się w gronie legend koszykówki, które wczoraj zostały wprowadzone do Hall of Fame.

Nelson jest trenem, który w NBA wygrał najwięcej meczów w historii, ale mimo to, długo musiał czekać na uhonorowanie nominacją do Galerii Sław. Wcześniej kilka razy jego kandydatura była odrzucana i jak on sam przyznaje, już stracił nadzieję, że doczeka się miejsca w Hall of Fame. Jednym z głównych powodów, dlaczego musiał tak długo czekać, był brak tego najważniejszego trofeum w jego dorobku. Jako zawodnik zdobył 5 tytułów z Celtics, natomiast jako trener ani razu nie awansował nawet do wielkiego finału. Na ławce przesiedział 31 lat w 4 różnych drużynach (po raz pierwszy w 1976 mając 36 lat), ale jego największym osiągnięciem był tylko występ w finale konferencji. A tam też nie pojawiał się często. Tylko 3 razy doprowadził swoje drużyny do tej fazy playoffs On sam tłumaczy to tym, że zawsze przejmował słabe drużyny i zajmował się ich przebudową. To było to, co najbardziej lubił w swojej pracy. Tworzył silne zespoły, ale nigdy nie na tyle silne, aby móc walczyć o coś więcej. Może dlatego, że jak już coś się udawało to albo pokłócił się z właścicielem, albo nie mógł dogadać się z zawodnikami i wszystko się sypało.

Jego najbardziej wartościowym tytułem jaki zdobył w roli head coacha było mistrzostwo świata w 1994, prowadząc reprezentację USA. Poza tym, ma na swoim koncie 3 statuetki Coach of the Year i te 1335 zwycięstw w sezonach zasadniczych, co musi robić wrażenie. Jest pod tym względem na pierwszym miejscu w historii ligi i jeszcze długo go nikt nie wyprzedzi. Chyba, że 74-letni Lenny Wilkens wróci na ławkę i wygra przynajmniej 4 mecze.

Pamiętacie ten moment, w którym Nellie wyprzedził Wilkensa? Do końca sezonu pozostało tylko 5 meczów, a Warriors mieli na swoim koncie ledwie 23 zwycięstwa. Nelson miał w tamtym momencie tyle samo wygranych co Wilkens i jego zawodnicy bardzo chcieli pomóc mu przejść do historii. Udało się. 7 kwietnia 2010 wygrali w Minnesocie. Nelson miał do dyspozycji tylko 8 zawodników, ale to nie przeszkodziło Warriors. Fantastycznie zagrał Stephen Curry, który zanotował 27 punktów, 14 asyst, 8 zbiórek i 7 przechwytów, a 34 punkty dołożył Anthony Tolliver. Radość z tej wygranej była ogromna.

Nelson to bardzo kontrowersyjna postać i nie trzeba go lubić, ale trzeba mu przyznać, że miał duży wpływ na NBA. Zawsze był znany jako ‘szalony naukowiec’, który nie boi się eksperymentów na boisku i często wprowadzał innowacyjne rozwiązania. Nelson tłumaczy to tym, że kiedy miał słabe drużyny musiał być kreatywny, aby wyciągnąć z nich jak najwięcej. To on zaczął grać small ball, która coraz bardziej dominuje w NBA w obecnych czasach. Teraz wystawianie piątki z LeBronem Jamesem na czwórce, bez klasycznego centra, nikogo nie dziwi i pomaga zdobyć tytuł. Natomiast kiedy Nelson zaczął wystawiać swoje niskie piątki wielu stukało się w czoło. Warto też wspomnieć, że to on wymyślił Hack-a-Shaq.

Ja nigdy za Nelsonem nie przepadałem (może właśnie za to Hack-a-Shaq), ale byłem wielkim fanem jego Warriors z 2007 (jak chyba każdy, kto oglądał tamte playoffs). To był niesamowity zespół, którego nie dało się nie lubić. Ósma drużyna zachodu, która ledwo co awansowała do playoffs (mieli tylko 2 wygrane więcej niż znajdujący się za nimi Clippers) i była skazana na porażkę z silnymi Mavs.

Drużyny Nelsona grały niskim składem, szybką koszykówkę skoncentrowaną na ofensywie, którą bardzo przyjemnie się oglądało, ale nie zawsze kończyło się to dobrymi wynikami. Często były to drużyny z dna tabeli, ale nie w 2007. To był zespół z charakterem, który walczył z ogromnym sercem i zaskoczył wszystkich.

Pamiętna pierwsza runda z Mavs. Pojedynek Nelsona z Avery’m Johnsonem, który od niego przejął prowadzenie ekipy z Dallas. Najlepsi w lidze Mavs zostali ograni przez small ball i niezwykłą waleczność Warriors. Ta seria na dobre zapisała się w historii ligi. Warriors byli wtedy niesamowici. Później przegrali z Jazz, ale tamten pojedynek też był niezwykle ciekawy, a dunk Davisa nad Kirilenko – jeden z najlepszych plakatów ever (mogę to oglądać bez końca).

Baron Davis był królem parkietu. Był w szczycie swojej kariery, w ścisłym gronie kilku najlepszych zawodników ligi. Notował wtedy średnie na poziomie 20 punktów i 8 zbiórek i był liderem przechwytów NBA z średnią 2.1.

Stephen Jackson, którzy przyszedł w trackie sezonu z Indiany i zniszczył Dirka w playoffs. Razem z nim do Oakland trafił też Al Harrington, który często był najwyższym zawodnikiem Warriors na parkiecie. Kiedy rozpoczynali mecze piątką Davis-Ellis-Richardson-Jackson-Harrionton mieli bilans 9-1 w sezonie. Natomiast sam Harrington trafiał 41.7% rzutów za trzy i był to jedyny sezon w jego karierze ze skutecznością ponad 40% zza łuku.

Monta Ellis był największym objawianiem sezonu i dostał nagrodę Most Improved Player. Matt Barnes z głębokiej rezerwy w 4 poprzednich swoich drużynach, w Warriors stał się przydatnym role playerem. Mikael Pietrus rozegrał swój sezon życia zdobywając średnio 11.1 punktów ze skutecznością 48.8%. 20-letni Andris Biedrins miał statystyki na poziomie 9 punktów i 9 zbiórek i zapowiadał się na bardzo dobrego centra. I tylko Jason Richardson stracił na tym wszystkim pozycję najlepszego strzelca Warriors i po 2 latach ze zdobyczami ponad 20 punktów, miał ich 16.

Tych Warriors mogliśmy oglądać dzięki Nelsonowi. Wtedy wszyscy im kibicowali, a Mavs zostali ośmieszeni. Nowitzki odbierał MVP będąc już poza playoffs. To była chyba jedna z najsmutniejszych ceremonii uhonorowania najbardziej wartościowego zawodnika sezonu jaką pamiętam. Ale nie można też zapominać, że w 1998 to właśnie Nelson dostrzegł to coś w młodym chłopaku z Niemiec. Postawił na niego i pomógł mu wyrosnąć na jedną z największych gwiazd ligi.


NBA


Viewing all articles
Browse latest Browse all 10

Latest Images

Trending Articles